Sushi to sztandarowa potrawa kuchni japońskiej. To właśnie sushi bary pojawiły się w Polsce jako pierwsze, na długo przed udonami, ramenami czy innymi japońskimi daniami. Na początku było ich tylko kilka, głównie w Warszawie, ale z czasem stały się elementem krajobrazu większości Polskich miast. Wśród pierwszych sushi barów pojawiły się te z „jeżdżącymi talerzykami” – kaiten zushi. W restauracji znajdowała się taśma, po której krążyły talerzyki z jednym-dwoma kawałkami sushi. Kolor talerzyków zależał od ceny, którą należało za niego zapłacić (np 10, 15, 20 zł).
Taka formuła sprzedaży sushi nie przyjęła się jednak w Polsce. Miało na to wpływ wiele czynników, ale przede wszystkim żeby talerzyki wyglądały atrakcyjnie, musiało być ich dużo. To z kolei wymagało, aby sushi szybko się sprzedawało, po kilku-kilkunastu okrążeniach kawałek sushi nie wyglądał już apetycznie. Trudno jednak liczyć na szybką sprzedaż, skoro ceny za talerzyk były raczej wysokie. Dodatkowo, dla niewprawionego polskiego klienta rozpoznanie jaki rodzaj sushi krąży właśnie po taśmie, nie było wcale proste. Talerzyki przeniosły się więc do menu, gdzie figurowały w postaci pojedynczych lub podwójnych kawałków do zamawiania poza zestawami.
W Japonii jeżdżące sushi jest bardzo popularne. Chociaż uważa się je za formę fast fooda, to bardzo polecam kaiten zushi jako łatwy i przyjemny sposób na zjedzenie tego dania.
Czym jest kaiten zushi?
Wróćmy jednak do korzeni, pojęcie „kaiten zushi” składa się z dwóch wyrazów – „kaiten” (obracać się, kręcić się) oraz udźwięcznionego słowa „sushi”. Jest to więc sushi, które wiruje. Restauracje „kaiten zushi” potrafią się bardzo od siebie różnić. W Japonii trafimy zarówno na maleńkie punkty z 12 krzesłami jak i na sieciowe restauracje rodzinne na kilkaset miejsc. Podobnie jest z cenami za talerzyk, w najtańszych „sieciówkach” płaci się za niego 100 yenów (115 z podatkiem), ale równie często możemy trafić do miejsca gdzie cena zmienia się w zależności od koloru talerzyka. Warto zwrócić na to uwagę, bo jedząc same „najdroższe” talerzyki możemy skończyć z całkiem pokaźnym rachunkiem. Czasem kolor talerzyka może wskazywać też, czy w danym sushi znajduje się wasabi – ostry japoński chrzan, którego zwykle nie jedzą dzieci.
Mała restauracyjka?
Niewielkie restauracyjki kaiten zushi składają się często właściwie wyłącznie z owalnej lady po której jeżdżą talerzyki, miejsca dla sushi mastera po jej wewnętrznej stronie oraz krzeseł dla gości po zewnętrznej. Taśma jest tylko jedna – po środku restauracji. W związku z tym nie ma miejsc przy stolikach, wszyscy muszą siedzieć przy ladzie aby móc dosięgnąć talerzyków. Zdarzają się także miejsca, w których w ogóle nie ma siedzeń dla klientów a posiłek je się na stojąco. Jakby nie patrzyć, to w końcu bar szybkiej obsługi.
Kameralne kaiten zushi cechują się często sushi bardziej klasycznym, ale co za tym idzie nieco trudniejszym do przyswojenia dla obcokrajowca. Z reguły nie znajdziemy tam zamerykanizowanego sushi do jakiego przyzwyczaiły nas polskie restauracje, ani nawet japońskich wynalazków odbiegających od klasyki. Można za to spodziewać się dużo surowej ryby we wszystkich kolorach i odcieniach surowych krewetek, ośmiornic, kałamarnic itp.
Talerzyki są zwykle opisane, ale należy pamiętać, że Japończycy używają setek słów określających gatunki ryb, te same ryby w konkretnych okresach rozwojowych a także różne ich części. Opis na talerzyku może więc zawierać słowo oznaczające, że kawałek ryby na sushi to konkretna cześć ryby danego gatunku w tym a nie innym okresie rozwojowym. Oznacza to tyle, ze często trudno powiedzieć na „oko” co właściwie jedzie do nas po taśmie, nawet jeśli jest podpisane. Plusem tego typu restauracji jest możliwość obserwowania sushi mastera przy pracy, bo dystans między klientami a obsługą restauracji jest stosunkowo niewielki.
Czy raczej sieciówka?
W Japonii jest dużo sieciówek sprzedających sushi z taśmy: Sushiro, Kura, Hama czy Kappa, większość należy do grupy „sushi za 100 yenów”, czyli tyle kosztują wszystkie talerzyki, niezależnie od zawartości. Warto jednak pamiętać, ze cena ta dotyczy jedynie sushi – napoje, zupy czy desery mogą mieć wyższą cenę. Czasem można spotkać talerzyki specjalne lub sezonowe, ale w takim przypadku są one wyraźnie oznaczone jako droższe.
Sushi sieciówkowe to z reguły duże lokale, nawet na kilkaset osób. Taśma po której jedzenie sushi zawija się niczym wąż po całym lokalu, wokół niej ustawione są zarówno krzesła do siedzenia „przy ladzie” jak i stoliczki na 4 do 6 osób. Samego procesu powstawania sushi nie zobaczymy, odbywa się w kuchni, o którą zahacza taśma w czasie swej drogi przez restauracje. Sushi sieciówkowe ma rodzinną atmosferę i jest bardziej anonimowe niż mała restauracyjka. Jeśli mowa o menu, to także jest bardziej „rodzinne”, a co za tym idzie przystępne dla obcokrajowca. Znajdziemy tu oczywiście klasyki jak tuńczyk, łosoś czy krewetka. Możemy także trafić na rarytasy jak sushi z hamburgerem, sushi z sałatką warzywną czy z kukurydzą.
Jak zacząć?
W przypadku zwykłych, małych knajpek, zwykle wystarczy po prostu przyjść do restauracji, czasem poczekać z niewielkiej, kilku-osobowej kolejce.
Planujące wyjście do sieciówkowego kaiten zushi, warto wziąć pod uwagę dzień tygodnia oraz godzinę. Restauracje tego typu są bardzo zatłoczone wieczorami i w weekendy. Japończycy wybierają się tam wtedy całymi rodzinami, często z małymi dziećmi.
Po wejściu do restauracji powinniśmy skierować swoje kroki do terminala wydającego numerki (podobnego do tych, które znamy np z poczty). Do wyboru mamy dwie opcje – stolik lub miejsce przy ladzie. Na miejsca przy ladzie zwykle czeka się zdecydowanie krócej, ale nie mają większego sensu, jeśli jest nas więcej niż jedna-dwie osoby. Po wybraniu odpowiadającej nam opcji (stolik vs lada) oraz liczby osób w naszej grupie automat wypluje numerek oraz orientacyjny czas oczekiwania. Moje doświadczenie mówi, że wyliczony czas oczekiwania jest dość dokładny (w końcu to Japonia!). Jeśli bilecik sugeruje, że poczekamy dłużej niż 30 minut, można śmiało iść na spacer.
Większość sieciówek wprowadziło ostatnimi czasy możliwość rezerwacji przez internet lub aplikację na telefon. Pozwala ona zarezerwować stolik jeszcze przed przyjściem do restauracji a co za tym idzie oszczędzić dużo czasu.
No to czekamy
Jeszcze przed pandemią oczekiwanie było najtrudniejszym momentem całego procesu. Numerki wywoływane były przez obsługę, no cóż, po japońsku… Dodatkowo, często zdarzało się, że inna numeracja była dla stolików, inna dla siedzeń przy ladzie, a jeszcze inna dla osób, które biorą jedzenie na wynos. Na szczęście obecnie większość restauracji zaopatrzyło się w dodatkowe terminale-wyświetlacze, które zdecydowanie ułatwiają życie osobom nie znającym biegle japońskiego. Po tym jak terminal wyświetli nasz numer wystarczy podejść i potwierdzić, że jesteśmy na miejscu. Automat wypluje numer stolika lub miejsce przy ladzie, do którego powinnyśmy się udać.
W niektórych restauracjach zostaniemy tez zapytani czy wiemy jak zdejmować talerzyki z taśmy. Większość sieciówek ze względów higieny, przykrywa talerzyki rodzajem plastikowej osłony. Żeby wydobyć spod niej talerzyk, trzeba najpierw pociągnąć go nieco do góry, aby osłona odskoczyła, a potem dopiero wyjąć.
Kaiten zushi – jak to się je?
Kiedy uda nam się już dostać do środka, pozostaje nam ta zdecydowanie przyjemniejsza część wyprawy. Przede wszystkim, niezależnie od tego czy siedzimy przy ladzie czy przy stoliku, znajdziemy przed sobą stały zestaw przyborów. W okrągłym pudełku znajdziemy sproszkowaną zieloną herbatę matcha, którą wsypujemy do kubka i zalewamy wodą z wystającego kraniku. Woda znacznie się lać jeśli kubkiem przyciśniemy znajdujący się za nim przycisk. Trzeba uważać, bo woda jest bardzo gorąca. Jeśli nie możesz znaleźć kubka, poszukaj nad głową, powinny leżeć nad taśmą.
Kiedy mamy już herbatę, pozostaje zaopatrzyć się w pałeczki, upolować talerzyk który nam opowiada i ewentualnie dodać do niego trochę wasabi (w najmniejszym pudełeczku) i sosu sojowego (w butelce z napisem しょうゆ lub 醤油). Na stoliku znajdziemy też butelkę słodkiego sosu (甘だれ) oraz imbir do oczyszczania smaku między kawałkami sushi różnego rodzaju. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o sushi i tym, jak się jej je, zapraszamy na post Co i jak zjeść w Japonii – cz 6 – Sushi.
Talerzyki na zamówienie
Na tym jednak nie koniec, w większości sieciówek nad swoim miejscem znajdziemy tablet, który pozwoli nam złożyć zamówienie specjalne. Najłatwiej będzie najpierw przełączyć go na angielski. Następnie możemy wybierać konkretne rodzaje sushi i po przyciśnięciu guzika „zamów” kuchnia przygotuje je specjalnie dla nas. Jest to rozwiązanie szczególnie przydatne, kiedy siedzimy „na końcu łańcucha pokarmowego” i najlepsze kąski do nas nie dojeżdżają zabrane przez klientów siedzących bliżej kuchni. Minusem jest, że ryba na zamówionych kawałkach jest często bardzo zimna. Jedzie wprost do nas więc nie ma czasu ogrzać się do temperatury pokojowej. Warto dać jej chwilę czasu przed zjedzeniem.
Obecnie zamówienia specjalne poruszają się zwykle na osobnej szynie usytuowanej ponad taśmą z sushi i zatrzymują się dokładnie przy naszym stoliku. Dawniej, zamówienia specjalne były umieszczane na taśmie wraz ze zwykłymi talerzykami i tylko oznaczone jako „zamówienie”. Z związku z tym prawie każdej osobie z zagranicy, która znalazła się w kaiten zushi po raz pierwszy, zdarzyło się podebrać zamówienie kogoś innego, nie orientując się na czas, że to co biorą z taśmy jest zarezerwowane… w każdym razie ja tak zrobiłam. Na szczęście nie ma już tego problemu.
Co ciekawe, ostatnimi czasy część kaiten zushi przerzuciła się na system „tylko zamówienia”. Talerzyki w ogóle nie krążą, więc jeśli nie „wyklikacie” sobie jedzenia, to po prostu go nie dostaniecie..
Rachunek poproszę!
Jak więc płacimy w kaiten zushi? Na podstawie ilości talerzyków, które zjedliśmy oraz ewentualnych innych zamówionych przez nas dodatków jak napoje czy desery. W klasycznej restauracji po prostu przywołujemy obsługę, w sieciówce wciskamy guzik na ekranie do zamawiania, który informuje obsługę, że jesteśmy gotowi do płacenia. Następne ktoś z obsługi policzy nasze talerzyki i da nam rachunek, z którym udamy się do kasy przy wejściu. W sieciówkach jest jeszcze na to inny sposób. W stoliku lub ladzie znajduje się szpara wielkości talerzyka, do której można je wrzucać. Automat liczy każdy wrzucony talerzyk, a w nagrodę (jeśli tego chcemy) co 5 talerzyków odpala na ekranie animację losowania. Jeśli wygramy, to za automatu nad stolikiem wypadnie kulka zawierająca niewielką zabawkę. Moje doświadczenie wskazuje, ze szansa na wylosowanie zabawki to jakieś 30%.
Na koniec jeszcze słowo ostrzeżenia – kilka miesięcy temu słynna była historia pewnego Youtubera. Wpadł on na genialny pomysł aby położyć kamerkę na taśmie w kaiten zushi i nakręcić tym samym nie tylko cały proces powstawiania sushi ale także klientów restauracji. W efekcie wiele sieciówek zabroniło filmowania. Nie jestem pewna, na ile poważnie podchodzi się do tego zakazu, ale jeśli już chcecie filmować, to sugeruje robić to w sposób dyskretny.
Podsumowując – kaiten zushi to świetny sposób na zjedzenie smacznego a zarazem budżetowego sushi w Japonii. Jest też czymś nieco egzotycznym i nietypowym. Polecam spróbować jeśli będzie okazja.
[POST ZAKTUALIZOWANY 03.2024]